niedziela, 2 lipca 2017

Bitwa przedborska z 27.06.1863 roku we wspomnieniach Walerego Przyborowskiego

Bitwa jaka miała miejsce w Przedborzu 27 czerwca 1863 roku, posiada bogatą literaturę. Wśród niej do wartych poznania należą wspomnienia Walerego Przyborowskiego, który jako 17-nastolatek, brał udział w powstańczych zmaganiach.


Był on   znanym powstańcem styczniowym, publicystą, dziennikarzem, historykiem, pisarzem. Bardzo często wracał do tematyki powstania styczniowego. Pod pseudonimem Zygmunta Lucjana Sulimy wydał  "Wspomnienia ułana z 1863 roku" oraz "Pamiętnik powstańca z 1863 roku", w którym odnajdujemy opis przedborskiej bitwy, oraz jej skutki dla powstańców:
"W tem ogólnem rozprzężeniu i chaosie przybyliśmy do Oleszna — tam przenocowawszy, ruszyliśmy dalej do Maluszyna, majętności hr. Ostrowskiego. Tutaj przybył do nas z Krakowa wysłany w charakterze dowódcy pan L***, a wkrótce nadciągnął ze swym oddziałem Oksiński, ale w tak opłakanym stanie, w takim nieładzie, że my przy całym swym nieporządku, wyglądaliśmy prawie wzorowo. Szczególniej kompania kosynierów, na wpół nagich, wynędzniałych, wzbudzała litość — byli to ludzie zawczasu skazani na śmierć, nie mając nawet satysfakcji użyć swego oręża, zwykle bowiem wystrzelano ich wprzódy nim mogli oddać jak ą korzyść swemi kosami.

Walery Przyborowski, pseudonim Zygmunt Lucjan Sulima (1845-1813)
 W nocy tego samego dnia, odbieramy wiadomość,że Moskwa wygnana z Kielc i Piotrkowa okrąża nas w około. Zrobił się alarm w całym obozie. Postanowiliśmy trzymać się wspólnie z Oksińskim i dzielić jego dobrą i złą dolę. Wysłany rekonesans pod wodzą przybyłego p a na L***, składający się z 20 ludzi, w liczbie których i ja byłem, na świtaniu pod Nieznanowicami około Włoszczowy, wpadł na przednie czaty jenerała moskiewskiego Czengierego, idącego z Kielc.
 Cofając się pospiesznie i odstrzeliwając napadającym nas kozakom, schroniliśmy się do lasu. Przybywszy z powrotem do Maluszyna, dowiedzieliśmy się, że Oksiński z całym oddziałem, wymaszerował w kierunku Przedborza, a romistrz Dzianott, z kawalerją odłączył się i znajduje się w Starej Wsi za Olesznem. Podążyliśmy tam i znaleźli rotmistrza rzeczywiście, ale zaniepokojonego w wysokim stopniu odebranemi wiadomościami o nadciągającej Moskwie od Piotrkowa. Na drugi dzień rano, a było to zdaje się 23. czerwca, wyruszyliśmy lasami na Przedbórz chcąc połączyć się z Oksińskim, lub przerżnąć w stronę Złotego Potoku. Przybywszy do wsi Ręczna (Rączki), ledwie popuściliśmy popręgów koniom, gdy dano nam znać, że Moskwa tuż za nami i w istocie niedługo ujrzeliśmy pokazujących się na polu kozaków. Wyruszyliśmy kłusem — dzień pamiętam był parny, ołowiane chmury pokrywały niebo, a krwawe błyskawice od czasu do czasu pruły niebiosa. O zmroku przybyliśmy do Przedborza, gdzie już zastaliśmy Oksińskiego fortyfikującego się w mieście. Głównem  zadaniem było obsadzenie mostu na - Pilicy, jako jedynego punktu, przez który Moskwa ciągnąca z Piotrkowa mogła dostać się do miasta. Ledwośmy stanęli na rynku, gdy przednia straż Czengierego, złożona z kozaków i dragonów, już była pod miastem, a niebawem nadciągająca piechota moskiewska rozpoczęła silny ogień rotowy. Ulokowani za zabudowaniami, byliśmy najzupełniej zabezpieczeni i tylko świst przelatujących nad nami kul, więznących w dachach i kominach przypominał nam, że się toczy walka. Noc nastała zupełna i była tak ciemna, żeśmy na dwa kroki przed sobą nic dojrzeć nie mogli, tylko błyskawice i wystrzały karabinowe rozwidniały nasze położenie.

Onufry Osipowicz Czengery [Czengiery], dowódca 25 Smoleńskiego pułku piechoty w okresie 1860-1863, tłumiącego powstanie styczniowe.
 Naraz usłyszeliśmy huk armatni, jeden, drugi i trzeci — był to sygnał jenerała Redena n ad ciągającego z Piotrkowa, uwiadamiającego Czengierego o swojem przybyciu. Na hasto to piechota Oksińskiego broniąca mostu, odpowiedziała gęstemi wystrzałami, na oślep gdyż nic wskutek ciemności nie mogła widzieć. Z drugiej strony usłyszeliśmy przeciągłe: hura! żołnierzy Czengierego, gotujących się iść do szturmu. Otrzymaliśmy rozkaz do marszu i wśród sięgających nas kul, straszliwej ciemności, wyruszyliśmy jedyną drogą, jak a była wolna, do Czermna. Uszedłszy ze dwie wiorsty, weszliśmy w las, nie będąc wcale niepokojeni przez nieprzyjaciela, który ze swej strony nie znając ani pozycji, ani sił naszych nie bardzo nacierał i ja k się to później okazało, poprzestał ognia i dopiero nad ranem wszedł do miasta. Co się zrobiło z Oksińskiego oddziałem, jaki był koniec stojącej na moście i w mieście piechoty, a równie jaki walka przybrała później charakter — nie wiem*). Prawdopodobnie piechota nasza cofnęła się również i tą samą drogą co my, wyszła z miasta i schroniła się w sąsiednim lesie. Było to podobno tak, że piechota moskiewska od strony Piotrkowa, nie zważając na piekielną ciemność, weszła na most i po żwawej utarczce, spędziła bagnetem naszych powstańców, którzy obawiając się napadu z tyłu oddziału Czengierego, spiesznie się cofnęli.
 Piechocie Oksińskiego przewodniczył jakiś francuski żuaw Chabriol, którego komendy nikt nie mógł zrozumieć. W Czermnie strudzeni do wysokiego stopnia, głodni i przemoknięci, deszcz bowiem w czasie rejterady, lunął ja k z cebra — legliśmy na spoczynek, zabezpieczywszy się n a wszystkie strony pikietami. Nazajutrz przededniem jeszcze, wymaszerowaliśmy do Fałkowa, a stąd z powrotem do Ręczna. W. Ręcznie zaalarmowała nas nadciągająca Moskwa, która rzeczywiście nas ścigała, po małem przeto wytchnięciu, ruszyliśmy ku Skotnikom i tu w lesie, natknęliśmy się na rozbitków Oksińskiego i cząstkę naszych kawalerzystów. Piechota była znacznie uszczuplona, już to zabitymi i rannymi,  już- to zbiegostwem nieodłącznem od każdej potyczki.   Zaledwie zeszliśmy z koni i rozkulbaczyli takowe, gdy pada strzał na pikiecie, a nie długo widzimy pędzącą i samą pikietę z wiadomością, że Moskale wchodzą już do lasu. W obozie panował największy nieład. Czy to skutkiem za ufania, że Moskwa nie odważy się wejść do lasu, lub też poprzestając pogoni cofnęła się zupełnie, dosyć że obóz znajdował się w największym nieporządku —ludzie spali po rozmaitych kątach, kotły nastawione z żywnością i furgony znajdujące się w największym nieporządku na wąskiej drożynie, nie pozwalały ani myśleć o sformowaniu szeregów, mianowicie kawalerji. Piechotę tylko i to z wielkim trudem jako tako sformowano, dzięki przytomności Chabriola i Lutticha.

Aleksander Lüttich (1842-1893) – major wojsk powstańczych z 1863, uczestnik bitwy w Przedborzu
 Oksiński sam zupełnie stracił przytomność. Piechota więc na chwilę powstrzymała nacierający Moskwę — przez ten czas uprzątnięto furgony wysyłając je naprzód — a kawalerja tak Oksińskiego jak i nasza, zdołała okulbaczyć konie i siąść na takowe. Zaczęliśmy się cofać w głąb lasu w zupełnym porządku, czwórkami, gdy naraz ktoś krzyknął, że Moskwa na przodzie! Ostatki w porządku i przytomności zniknęły, paniczny strach ogarnął wszystkich, w największym popłochu kawalerja pomieszana z piechotą, tra tu ją c jedni drugich, nie słuchając rozkazów, w ucieczce widziała swe ocalenie. Opłakanego tego stanu nie jestem w możności opisać, nie wiedząc gdzie się znajduję i nie będąc pewny czy nie wpadnę na Moskali, puściłem się na chybił trafił jakąś drożyną w las, co raz gęstszy, słysząc za sobą ciągłe strzały i wycia kozackie. Za mną szorowały dwa furgony i kilku kawalerzystów. Pędząc ta k z półgodziny wpadliśmy nareszcie w taki gąszcz, że niepodobna nam było dalej postępować, ile że i drożyna się kończyła. Stanęliśmy a nie słysząc żadnego za sobą tententu, ani strzałów, postanowiliśmy odpocząć nieco, tembardziej, że i konie tego gwałtownie potrzebowały. Dopiero teraz spostrzegliśmy, kto z kim umykał — było nas trzech kawalerzystów Bończy i dwóch Oksińskiego, oprócz tego dwa furgony napełnione bronią i innemi wojskowemi rekwizytami.

CHABRIOLLE Joseph (?‑1863) kapitan żuawów w powstaniu 1863 r.
 Złożyliśmy walną naradę co dalej czynić— czy dłuższy odpoczynek będzie tu bezpieczny lub nie ? a nie znając zupełnie położenia i bojąc się wpaść na Moskwę, umyśliliśmy przenocować tu, gdzie nas fatalne losy zagnały, tembardziej że, żywności jak dla koni tak i dla siebie mieliśmy podostatkiem na zmykających z nami furgonach.
(…) Na drugi dzień wyruszyliśmy ostrożnie, zostawiwszy w lesie furgony i po półgodzinnem  przedzieraniu się przez gąszcze i krzaki, wydostaliśmy się na czyste pole a zobaczywszy wieśniaka, spytaliśmy go się : co to za wieś widać? — To Czermno panowie! Przytem objaśnił, że Moskale pociągnęli jedni do Kielc a drudzy do Piotrkowa; Przybywszy do Czernina, ledwie zasypaliśmy koniom obrok, gdy ostrzeżono nas, że Moskwa o dwie wiorsty od nas stoi, mianowicie w Falkowie. Puszyliśmy natychmiast lasami ku Rudzie Pilczyckiej, i w Skórnicach, w gęstym lesie, w chałupie gajowego, zatrzymaliśmy się na nocleg. Tu przepędziliśmy cztery dni, aż nas uwiadomiono, że okolica jest zupełnie oczyszczona od nieprzyjaciela, a nawet, że możemy połączyć się z niedaleko stojącym oddziałem jazdy. Dano nam przewodnika i o pół mili w lesie, znaleźliśmy naszych niedobitków. Nie można sobie wyobrazić gorszego i smutniejszego położenia z tego tak niedawno ładnego oddziału pozostało zaledwie 50 ludzi, obdartych, na zbiedzonych koniach, bez najmniejszej karności i z oznakami głębokiego zniechęcenia i upadku moralnego. Przed paru dniami napadł ich w Olesznie Czengiery i ostatecznie rozbił i rozproszył. Utracili wówczas furgony, na których znajdowała się amunicja i przybory wojenne, oraz kilkanaście koni z zupełnem kawaleryjskiem umontowaniem. Po parodniowym odpoczynku, wyruszyliśmy w Opoczyńskie i pod wsią Belno, około Żarnowca, rotmistrz Dzianott oświadczył nam, że w obecnem położeniu, nic innego nie pozostaje jak ukryć broń, konie rozesłać po dworach a samym się rozejść i oczekiwać szczęśliwszych okoliczności — tern bardziej, że w pobliżu o oddziałach powstańczych nigdzie nie słyszeliśmy. Tak też i uczyniono. Broń swoją, wyborny gwintowany pistolet, szablę i rewolwer systemu Lefauche, ukryłem u jednego obywatela wraz z koniem, a sam dostawszy cywilne ubranie, puściłem się z kolegą Z*** , ku Piotrkowu, mając zamiar przebrać się do domu lub w Kaliskie, skąd nas dochodziły świetne wieści o zbrojnych oddziałach Calliera i Taczanowskiego. Pod Włoszczową omal cośmy nie wpadli Moskalom w ręce, bliskość lasu jedynie nas zachowała. Po trzechdniowej podroży, zaopatrzony w paszport przez jakiegoś wójta (kolega mój pozostał pod Piotrkowem), dostałem się do Piotrkowa. Tutaj ze skromną miną przesuwałem się po ulicach starożytnego grodu, napełnionego Moskwą, niepodejrzewającą, że mają takiego u siebie gościa, któremu by z chęcią założyli stryczek. Wydali bowiem rozporządzenie: wszystkich z oddziału Bończy, jako żandarmów wieszających, wieszać. Zastałem tu mnóstwo niewolnika— trzymali ich w rynku, w domu Horowicza. Byli to po większej części zabrani z oddziałów Oksińskiego pod Przedborzem, liczono ich około 200." 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz